28 sty 2011

Dżem mocno egzotyczny.

Gotowy, lekko kwaskowy, nie za słodki. Dżem z liczi, mango i kiwi. Słoik z odzysku :)
 Resztka liczi w lodówce zaczęła się prosić o szybką utylizację więc wychodząc z założenia, że nic nie może się zmarnować, a zwłaszcza takie rarytasy, podjąłem próbę (udaną) wykonania dżemu.
Wiele tych owocków nie było ale szybko się okazało, że na parapecie dogorywa jeszcze mango i kiwaczek. Zerknąłem jeszcze w net w poszukiwaniu natchnienia (dżemu jeszcze nigdy nie robiłem) i zabrałem się za własną kombinację.

Z takim zestawem wziąłem się do dzieła:

Owoce (obrane, bez pestek):
- liczi - 180 g (było kilkanaście)
- mango - 180 g (jedno)
- kiwi - 80 g (jedno)
Reszta:
- cukier - 200 g
- cytryna - sok z mniej więcej ćwiartki.
- żelfix 2:1 - 20 g (czyli pół opakowania)

Owoce drobno pokrojone (im drobniej, tym "gładszy" będzie produkt końcowy - czyli jak kto lubi) wrzucamy do garnka (a raczej garnuszka w tym wypadku) razem z cukrem i sokiem z cytryny i zagotowujemy. Potem, na małym ogniu, gotujemy 40 minut co jakiś czas mieszając.
Gotowanie owoców
Po 40 minutach możemy uznać, że wystarczy :) i przelewamy dżem do wyparzonego sloika. Zakręcamy, stawiamy do góry nogami na 20 minut i niech sobie spokojnie stygnie.

Wyszlo mi niewiele - ciut ponad 300 ml czyli poprostu jeden słoik. Ale to w sam raz do babeczek które powstaną niebawem.

11 sty 2011

Pieczarki faszerowane parowane

Pierwsze danie na nowym parowarze - pieczarki faszerowane. Bardzo proste do zrobienia (chociaż chwilę trzeba poświęcić) a przy okazji coby nie mówić, dosyć efektowne i smaczne danie. Taka przystawka, mini kolacja czy hmmm deser.
Można takie pieczarki robić na patelni ale efekt z parowaru jest o wiele lepszy. Grzyby są twardsze i nie stają się gumowate.
Pieczarki faszerowane wygrzane na parze.
Cóż nam do tego będzie potrzebne?
- spore pieczarki (któżby się spodziewał ;) ),
- zestaw różnych serów (ja użyłem tylżyckiego, lazura, koziego śmietankowego i camembera),
- paluszki krabowe - surimi,
- szynka,
- czosnek,
- zioła prowansalskie.

Przygotowanie:
Pieczarki trzeba obrać ze skórki i wydrążyć ostrą łyżeczką - czyli usunąć całość blaszek i część miąszu. Niby grzybów się nie myje ja jednak opłukuję je pod zimną wodą (jakoś nie mam zaufania do tego czym ewentualnie mogły być pryśniete przez zbyt ambitnego hodowcę) i potem osuszam papierowym ręcznikiem.
 
Pieczarki obrane.

Pieczarki wydrążone i opłukane.
Paluszki krabowe tniemy na małe plasterki, szynkę kroimy w drobne kawałki, sery w drobną kostkę. Do tego siekamy czosnek.
Do pieczarek wrzucamy szynkę, czosnek i surimi i przykrywamy serami. Trochę sera można dać też na spód. Ja do każdej dokładałem trochę miękkiego serka koziego (takiego do smarowania) - daje to niesamowity aromat i smak. Całość posypujemy ostrożnie ziołami.

Napełnianie pieczarek nadzieniem.
Wypełnione pieczarki układamy w koszykach parowaru (można pod nie podłożyć liście kapusty lub podziurawiony krążek z papieru do pieczenia). Parowar ustawiamy na garnku lub patelni z wrzątkiem i parujemy ok. 20 minut (w zależności od wielkości pieczarek - mniejsze krócej)

Parowar się grzeje.
Pieczarki podczas parowania - ser jeszcze się do końca nie rozpuścił.
Zdejmujemy koszyki z garnka i cieszymy się pysznymi zaparowanymi pieczarkami. Warto zapewnić sobie w miarę dobrą wentylację w kuchni bo inaczej nie tylko pieczarki będą zaparowane ;).
Podczas grzania w grzybach będzie się zbierać dużo płynu. Można go delikatnie odlać w połowie parowania. Warto z tego powodu grzać parowar na czymś większym niż on sam (np. na patelni) - przekonałem się o tym boleśnie mając na koniec zalaną tym sokiem kuchenkę.
Smacznego :)

Opcje:
Oczywiście to danie można zrobić na wiele sposobów. Zasadniczo wszystko co wrzucimy do pieczarek będzie dobre. Można je zrobić całkiem bezmięsne. Można dodać pokrojony pomidor, tofu czy też rybę, cebulę lub cukinię. Zależy to tylko i wyłącznie od fantazji i tego co mamy aktualnie w lodówce.

6 sty 2011

Nowy bambusowy nabytek

Ha! Zwizytowałem Chińskie Centrum w Wólce Kossowskiej. Duża rzecz - jak dla mnie nawet za duża. Wiadomo - hurtownicy, masa ciuchów, butów, taniej tandety, chińskiego czy pakistańskiego drobnego AGD. Głowa zaczęła mnie boleć po godzinie zwiedzania. Ale jest też światełko w tunelu - trzy sklepy spożywcze. Oczywiście 50% produktów to dla mnie całkowita zagadka a co do połowy reszty tylko się domyślam o co chodzi ;-). Wykorzystując okazję zaopatrzyłem się w ryż do sushi, chiński makaron pszenny, mąkę do tempury i napoje puszkowe o egzotycznych smakach dla potomstwa. Głównym zakupem był jednak bambusowy parowar - trzy koszyki o średnicy 23 cm z pokrywką za 38 zł :-). Cena całkiem konkurencyjna.



Sprzęt już został przetestowany na pieczarkach faszerowanych (przepis w następnym wpisie) a niebawem przymierzę się do pierożków.

3 sty 2011

Miso - zupka po japońsku.

Ciąg dalszy prób kulinarnych związanych z krajem kwitnącej wiśni. Po ostatnim moim odkryciu - czyli przedświątecznej wizycie w dwóch warszawskich sklepach z japońskimi produktami (uhhh... że też dopiero teraz trafiłem do tych miejsc) tym bardziej naszła mnie ochota na kombinowanie. Przyszedł czas na zupę miso. Od razu powiem, że już po pierwszym wykonaniu (a wykonań było parę) stało się jasne, że tym co jest podawane w zestawach lunchowych w warszawskich "suszarniach" to już nie jesteśmy zainteresowani :-).
Oryginalny przepis (o ile w przypadku miso można tak powiedzieć - wzorowałem się na paru i szczerze mówiąc każdy był trochę inny) odrobinę zmodyfikowałem - pastę miso kupiłem już ze smakiem rybnym (tylko taka była) i po konsultacji z panią w sklepie wyszło, że rybnego bulionu dashi mogę dać tylko do smaku w razie potrzeby.

Miso to podobno też bardzo zdrowy posiłek ale jak dla mnie to zupełnie inna para kaloszy ;-)
Składniki na dwuosobową wyżerkę:
- woda - 3 szklanki (używam szklanki ok. 200 ml - dwie szklanki daję na początek a potem tą trzecią dolewam wrzątku jako uzupełnienie sprawdzając smak żeby zupa nie była za bardzo esencjonalna),
- grzyby shitake (suszonych, krojonych wrzucam 7-9 plasterków),
- wodorosty wakame - "trochę" :-) - rozkruszonych wyjdzie około łyżki (trzeba pamiętać, że 10-krotnie zwiększają swoją objętość i rozwijają się więc będzie tego sporo i z tego też powodu warto suche połamać na dosyć drobne kawałki),
- dashi - jak już wspomniałem odrobina w moim wypadku (normalnie trzebaby dać odważną łyżeczkę proszku),
- sake - 2 łyżeczki,
- pasta miso - 2 łyżki (nie należy przesadzić a ponieważ dodaje się ją na samym końcu więc można na początek dać ciut mniej a potem dodać),
- tofu - ja daję pół kostki Tofu Tradycyjnego z Polsoji (takie z marketu),
- rzepa (biała, podłużna do kupienia w każdym markecie) - ok. 10 grubych plasterków w zależności od wielkości samej rzepy,
- dymka (cebulka i szczypior),
- por - kawałek ok. 4-5 cm pocięty w cienkie plasterki.

OK, teraz gotujemy :-)
Na początek suszone grzyby warto wrzucić do garnka, zalać dwoma szklankami wody i zostawić na jakiś czas (najlepiej jakby poleżały z pół godziny ale może być krócej) żeby trochę namiękły. Ja dzielę je też na mniejsze kawałki.
Pokrojoną w plasterki rzepę dorzucić do grzybów, dolać sake, dosypać dashi i zagotować. Gotujemy ok 15 minut na małym ogniu. W międzyczasie dodajemy pokrojoną w plasterki cebulkę (po ok. 7 minutach) oraz por i wakame (na ostatnie 5 minut). Testujemy smak i dolewamy trzecią szklankę wrzątku (może być niepełna).
Po 15 minutach odstawiamy z ognia. Pastę miso rozrabiamy z dwoma-trzema łyżkami otrzymanego bulionu (wcale nie jest taka chętna do rozpuszczania się), wlewamy do garnka i mieszamy całość. Ważne żeby już nie gotować zupy.
Do misek wkładamy pokrojone w kostkę tofu, wsypujemy szczypior i zalewamy gorącą miso.
Wychodzą dwie całkiem sycące porcje. Smacznego :-)