24 mar 2011

Makaron domowy

Oglądanie tv czasem przynosi dobre skutki :). Na Kuchni zwiedziłem Olivera jak pokazywał robienie domowego makaronu. Nigdy samodzielnie się nie porwałem na taką sztukę a tu nagle patrzę, że to banalnie proste!
Następny dzień zaowocował kupnem maszynki do walcowania ciasta (super zabawa) i domowym makaronem (200 g mąki, 2 jajka, 3 łyżki wody, szczypta soli - ilość na 2+2). Wszystkim smakowało :) (aczkolwiek na przyszłość wiem, że trzeba użyć dwóch szczypt soli ;)) ).
Kolejne rozwałkowywania - genialna sprawa!
Zaraz wyląduje we wrzątku na ok. minuty (tak, tak - dla mnie to też było lekko szokujące i w sumie lekko rozgotowałem).

Turystyka gastronomiczna czyli Eurogastro 2011

W ramach wolnej chwili, wczoraj pozwiedzałem targi gastronomiczne. Międzynarodowe co jak co. W sumie dla przeciętnego zjadacza chleba to było tam niewiele, bo to bardzo branżowa impreza ale też nudne to nie było. Parę fotek poniżej.
Pan z obsługi. Tak jego jak i właścicieli stoiska mało obchodziło, że pląsy z odkurzaczem wyglądają fatalnie ;)
Rachu-ciachu czyli wycinanki w arbuzach. Zwłaszcza mistrz carvingu pośrodku jest konkretny :).
Co jak co , cuda-wianki wycinali.
Lada z plastikową zawartością. Patrząc na to co w takich ladach leży w sklepach to różnica niewielka.
Młody! Do roboty! ;). Widać, że niektórzy się mocno starali.
Dla mnie bomba :) - mini browar.
W czasie targów - mistrzostwa baristów. Pooglądałem z zainteresowaniem - głównie pracę sędziów (tu widać dwójkę z chyba siedmiu osób sędziujących - ci są techniczni).
Umiecie gotować z kimś, kto zagląda przez (a raczej pod) ramię? Tu jest na czas.
Panowie sędziowie sensoryczni. Smakują i notują a potem oceniają.
Kawa musi być perfekcyjna! (niestety nie pamiętam jak nazywa się zawodniczka)
Tu była pokazywana jakaś poważniejsza technologia. Raczej niezbyt dla domu ;)
Włoch robi w makaronach :)
A tak na targowym marginesie to klasyka po polsku.
1. Parking - 15 zeta za to co stałem. Byłem 2 h z kawałkiem - za każdą rozpoczętą godzinę 5 zł. Szkoda myśleć o tych co byli dłużej (chociaż oczywiście to przecież targi "na bogato" - ale tak czy siak widać tu chęć zarobienia "na chama"). Oczywiście brak innych opcji parkowania bo miejsce targowe jest postawione tam gdzie nie ma żadnych możliwości parkingowych w okolicy (i tak nie było miejsc na parkingu dla gości i zostałem odesłany na jakieś zaplecze). To zresztą kolejna akcja parkingowa przy warszawskich targach jaką zwiedziłem ostatnio - tu po prostu nikt nie myśli budując takie centrum, jak ma to działać.
2. Akcja "Kibel" - upsss... współczuję wystawcom (zwłaszcza na tych, gastronomicznych, targach) mającym stoiska obok toalet. Delikatnie mówiąc "waliło" na parę metrów od drzwi do przybytku (a to sam początek imprezy był).
3. "A bo pani kochana, tu świetne te soki są!" - godzina 9:50 - nawaleni prześlicznie panowie elegancko przemykający się w tłumie oczekujących na otwarcie bramek. Wszystko fajnie, ja tam nie mam nic przeciwko. Tylko, że już na wstępie panom się udało zdemolować odrobinę jakąś reklamę a później z tego co zauważyłem już głównie się trzymali sztywniejszych elementów dekoracji. Poziom iście targowy - czyżby "restauratorzy" z któregoś cepeenu?
4. Nagłośnienie - to jakaś klasycznie polska porażka. Tu żadnej imprezy nie da się zrobić sensownie bo jeden przekrzykuje drugiego. W przypadku Eurogastro to mimo, że iluś wystawców miało własne pokazy (z własnym, lokalnym nagłośnieniem) to i tak nad wszystkim co chwila brzmiały słowa "prowadzącego".
Ogólne wrażenie dobre - mimo wszystko :). Niestety mogłem być dosyć krótko przez co nie potestowałem zbyt wiele.

17 mar 2011

Efekt kamienia

Powiedziało się A trzeba powiedzieć B. Dzisiaj już normalny, pełnowymiarowy wypiek nakamienny czyli pizza z kamienia wzięta.
Pizza gotowa żeby włożyć ją do pieca. Kamień wygrzany przez godzinę już czeka.
Forma prostokątna - tak lepiej się wpasuje na kamyczek.
Ciasto przygotowałem wg przepisu z Coś niecoś w lekko zmienionej ilości (proporcje w miarę zachowałem):
- mąka - 210 g
- drożdże (świeże) - 11 g
- sól - niecałe pół łyżeczki
- woda - 120 ml
- oliwa - niecałe 2 łyżki
Całość wymieszać i wyrobić ok. 5 minut. Potem wrzucić do miski nasmarowanej oliwą (kulęciasta też w tej oliwie obtoczyć) i zostawić do wyrośnięcia na 45-60 minut.
Sos to przecier pomidorowy z kartonu doprawiony mieszanką prowansalską + dodatkowe oregano + sól + cukier (odrobina). Zasadniczo to trzeba przyprawić do smaku. Można by dodać czosnek... niestety okazało się w ostatniej chwili, że "wyszedł".
Na wierzch idzie co kto lubi. Dzisiaj był "pełen wypas". Sery - mozzarella i myśliwski (część pizzy była za to bez sera). "Punktowo" - salami (pikantne), boczek (wędzony), tuńczyk (z puszki), krewetki (małe). I warzywnie w miarę po całości - pomidor, papryka, cebula i oliwki.

Pizza w piekarniku. Tu spędziła ok. 9 minut w temperaturze 240 stopni..
Gotowa :). Chrupiący spód. Poezja :)

Zestaw familijny w kawałkach.

16 mar 2011

Nowy twardy koleżka ;)

Przycięta do odpowiedniego rozmiaru płyta granitu. Troszkę się ubrudziła przy pierwszym użyciu.
Czas przedstawić nowego mieszkańca bloku. Twardy z niego typ, niczym granit :).
Otóż nowym domownikiem stał się kamień do pizzy. Od jakiegoś czasu taki kamyczek za mną "chodził" a jako, że nie bawiły mnie cenowo kamienie z allegro (60-100 zł + przesyłka) to rozglądałem się za tańszą opcją. Niedawno rozwiązanie znalazło się samo w jednym z marketów budowlanych - płyty granitowe 40x40 cm (2 cm grubości) w promocyjnej cenie 15,99. Zapytałem tylko czy są czymś impregnowane - bardzo mnie ucieszyło tłumaczenie, że to taka cena i promocja itp bo klient musi impregnować we własnym zakresie - jak dla mnie bomba! Ciężar pod pachę i do domu.
Tu powstał mały zgrzyt - rzeczywiście nie zmierzyłem piekarnika i nie zastanowiłem się za bardzo czemu te z allegro mają jeden bok krótszy. 40 cm na szerokość owszem, pasuje jednak głębokość jest mniejsza. No, ale przecież co za problem? Kamień do samochodu i pod cmentarz... hmm... kolejne dwa odwiedzone cmentarze okazały się pozbawione firm nagrobkowych. Niezrażony udałem się na Powązki - tam jest cała ulica tylko zakładów kamieniarskich. Kolejna kłoda pod nogi ;) - w zimie nie tną kamienia i zakłady są ale warsztaty mają pozamykane. Rozwiązaniem okazała się wizyta w firmie zajmującej się kamieniarstwem domowym - parapety, blaty itp. Za przysłowiową "flaszkę" (dałem 20 zł - pewnie za 10 też by się dało) 10 cm zostało obcięte. I w ten sposób szara płyta granitowa z marketu stała się kamieniem do pizzy. Koszt 35,99 zł. Zabawa przy okazji - bezcenna! A jestem przekonany, że można to załatwić taniej.
Podparłem się blogiem "Coś niecoś" i pierwsza próba była bardzo udana (jak na masę błędów, które zrobiłem). Teraz czas na kolejne, już bardziej przemyślane podejście i z niego zapewne będzie relacja.

Kamień do czeka na pizze :)

6 mar 2011

Pierożki z pary

Bambusowy parowar ma się świetnie i jest jakiś taki "bardziej ludzki" od elektrycznego (o ileż mniej przy nim stresów, że coś upadnie, pęknie itp). A co do przepisów...

Pierożki na parze robione
Dzielnie notowałem sobie wszystko przy drugim podejściu do tych pierożków żeby było łopatologicznie i łatwo i... zgubiłem kartkę :-/. Na szczęście okazało się, że niczym pan Hilary z okularami tak i ja z przepisem - on okulary na nosie a ja kartkę miałem dobry miesiąc w plecaku... bo przecież miałem to wrzucić "przy okazji" na bloga :). Ten przepis powstał (jak większość tego co gotuję) na bazie paru różnych znalezionych w sieci, które "samodzielnie" jakoś nie były dla mnie "TYM".

Tak więc - co potrzebujemy?

Ciasto:
  • mąka - 110 g
  • woda (gorąca) - 100 ml

Nadzienie:
  • makaron ryżowy namoczony - 160 g (zabijcie - nie wiem ile waży na sucho :D ale te ilości można spokojnie brać na oko)
  • krewetki - 130 g (użyłem zwykłego, koktailowego, drobiazgu)
  • mięso - 100 g (wieprzowe lub wołowe - co kto lubi)
  • sos sojowy - 2 łyżki
  • olej - 2 łyżeczki (używam z pestek winogron ale lepszy i bliższy chińszczyźnie byłby sezamowy)
  • ocet ryżowy - 2 łyżeczki
  • por drobno posiekany - 1,5 łyżki
  • cebula starta - 1 łyżka
  • białko z jajka - 1
  • pieprz
  • grzyby mun i grzyby shitake (namoczone) - w ramach możliwości po łyżce dla smaku i aromatu
Pocięty nożyczkami makaron
Cebula starta, posiekany por i posiekane grzyby mun i shitake - elementy smaku.


Nie solimy!

Sos:
  • sos sojowy - 1/3 szklanki
  • ocet ryżowy - 2 łyżki
  • olej (oczywiście najlepiej sezamowy) - 3 łyżeczki

Na początek namaczamy suche składniku nadzienia - makaron ryżowy (lub sojowy) i grzyby. Po prostu zalewamy je w miseczkach wrzątkiem - powinny poleżeć w wodzie minimum 15-20 minut aby zmiękły.
Gdy już przygotowaliśmy składniki suche to robimy ciasto. Gorącą wodę wlewamy do mąki i mieszamy całość (np. widelcem). Jak już się da wziąć w łapy to ugniatamy parę minut (5-8) i w formie kuli odkładamy na pół godziny (lepiej przykryć lekko wilgotną szmatką żeby nie zrobiła się na nim skorupa).
Jak ciasto sobie odpoczywa mamy czas na nadzienie. Namoczony makaron siekamy na drobne kawałki - można to zrobić nożyczkami w misce. Krewetki, mięso i grzyby też siekamy na drobno. Mięso można użyć mielone ale ja wolę jak jest w drobnych kawałkach. Wszystkie składniki mieszamy i zostawiamy na chwilę, żeby przeszły się wzajemnie smakami.

Dwa rodzaje nadzienia do wyboru - same krewetki albo krewetki i mięso - w zależności od diety ;)
Teraz następuje najtrudniejsza operacja - rozwałkowanie ciasta i zlepienie pierożków. Na posypanym mąką blacie trzeba rozwałkować ciasto na cienki placek - prześwitujący. Dla bardziej "opornych" kuchennie - najlepiej brać po kawałku ciasta wielkości połowy piłki tenisowej i rozwałkowywać w razie potrzeby (jakby się zaczynało kleić) podsypując mąką. Jak mamy taki cienki placek to kroimy go w kawałki 7x7 cm (mniej więcej) a skrawki lądują do kolejnego wałkowania z resztą ciasta.
Na ciasto-kwadraty nakładamy łyżką farsz. Ważne jest aby nadzienie w misce mieszać podczas nakładania bo inaczej zacznie się rozdzielać i całość płynna wyląduje nam w ostatnich pierożkach.
Nadzienie na cieście czeka na zawinięcie
Pierożki finalizujemy łącząc przeciwległe rogi kwadratów a potem doklejając boki. Ważne żeby zrobić to niezbyt dokładnie ;). Brzmi dziwnie ale tak właśnie ma być - dokładnie mają być zlepione rogi ale po wszystkim muszą pozostać drobne dziury w pierogu.
W ten sposób wałkujemy i sklejamy do wykończenia nadzienia (ciasta zapewne trochę zostanie). Powinno wyjść ok 25-30 pierożków. Są one zadziwiająco sycące.
Posklejane pierożki - jak widać mają dziury
Tak przygotowane pierożki lądują w parowarze. Najlepiej (w przypadku parowaru bambusowego - bo przy plastiku elektrycznym to olewamy) położyć je na liściach kapusty (wyrywamy w nich parę dziur) lub na krążkach wyciętych z papieru do pieczenia (też z wyciętymi dziurami).
Pierożki gotowe do parowania
Teraz mamy 8 do 20 minut na zrobienie sosu w zależności od tego jakiego mięsa użyjemy. Przyjąłem 8 minut na wołowinę i 20 na wieprzowinę (tak, na wszelki wypadek). Oczywiście jeśli użyć samych krewetek to parować starczy 6-7 minut. Ważne, żeby to było na porządnej parze (ale nie spalcie parowaru ;) ).
W ramach sosu po prostu mieszamy wszystkie jego składniki w miseczce. Te pierożki lubią "pływać" więc warto go mieć w naczyniu w którym możemy bezpiecznie zamoczyć pierożek i później się delektować wszystkimi jego smakami :)
Pierożki gotowe do maczania w sosie