22 lut 2014

Brzegiem parku Tete d'Or i brzegiem Rodanu, czyli lyoński spacer nr 1

"Obyś cudze dzieci uczył"... cudze przez chwilę uczyłem, swoich nie mam czasem cierpliwości, dzięki czemu czasu się robi jeszcze mniej niż być może. Ale ja nie o tym... Miałem o mieście przecież. Cykl "Spacerkiem po Lyonie" czas rozpocząć.

Ten wpis traktuję niejako testowo. Przewodników po Lyonie po polsku właściwie brak, więc postanowiłem na swój sposób się do tego przymierzyć - może komuś się przyda - tym razem to jest taka, że tak powiem, próba formy. Od razu uprzedzam, żeby co bardziej francuscy czytelnicy nie brali sobie pewnych złośliwości zbyt mocno do serca ;) - to tylko takie obserwacje poczynione przez czasem zadziwionego obcokrajowca.

Zacznę może nie od centrum, gdzie każdy turysta z miejsca wyląduje, a od "boków" - nie da się ukryć, równie ciekawych. Park Tête d'Or to jeden z największych parków we Francji i rzeczywiście można w nim spędzić sporo czasu na zwiedzaniu czy chociażby leżeniu na trawie (tak... wolno). Jednak też nie tylko o nim będzie - należy mu się zupełnie oddzielny wpis. Dziś raczej mały spacer zahaczający i o park i o Rodan - w obu przypadkach o rejony mniej uczęszczane.

A że zaczynać należy od początku, więc stańmy przed wejściem do parku.
Wejście do parku Tête d'Or.
Jest ich parę - ta brama akurat jest jedną z głównych i znajduje się od strony Boulevard des Belges. Pierwszy szok - przynajmniej po tym do czego przyzwyczaiły mnie zamykane (bo Tête d'Or ma swoje godziny otwarcia) parki warszawskie, to jeżdżące rowery. Tu się dało, jak widać, mimo zabytkowego statusu całości, rowery wprowadzić i okiełznać. Być może pewnym elementem wspomagającym jest komisariat znajdujący się w sercu parku, z którego policjanci patrolują cały jego teren i okolicę.
Patrol policji na straży porządku ;)
Drugi "szok" - masa biegaczy (trafiając na "porę biegania" ma się wrażenie przedzierania się przez maraton).
Dla biegających po ziemnych alejkach jest mini udogodnienie - wycieraczki do butów przy bramie :)
Skręcamy w lewo, w stronę rzeki. Idąc brzegiem parku, po prawej mamy wielki teren zielony, w porze ciepłej stanowiący miejsce wypoczynku i zabawy Lyończyków, a po lewej rząd eleganckich (i mocno ekskluzywnych cenowo) budynków oddzielających park od ulicy (Bd des Belges). Każda z posesji ma furtkę do parku (zwykle nieużywaną) i każda jest warta zobaczenia.
Konsulat Niemiec w jednej z parkowych willi.
Moim ulubionym jest neo-renesansowa willa, nazwana przez nas "domem Adamsów". Utrzymany w czerni i bieli budynek, owiany aurą tajemniczości i magii, sprawia wrażenie wyjętego z mrocznej bajki.
"Dom Adamsów" - widok od strony parku
Idąc dalej dochodzimy do głównej parkowej bramy, spod której roztacza się widok na staw z przystanią na pierwszym planie - to stąd od wiosny do jesieni wypływają na wodę łódki i rowery wodne.
Widok na staw - tu w przeciwieństwie do np. Łazienek karpie mają się czego obawiać - zbiornik jest dostępny dla wędkarzy.
W tym miejscu nasza trasa skręca i wiedzie wzdłuż wody przez las platanów, w stronę ogrodu różanego.Ta część parku zasiedlona jest przez gęsi pasące się na trawnikach i stanowiące wielką atrakcją dla co bardziej odważnych dzieciaków (dla mniej odważnych również, chociaz w takim przypadku powodują odwrotny kierunek biegu młodego człowieka).
Gęś kombinuje jakby tu coś skubnąć.
Na wysokości róż (o tej porze raczej pomijalnych jako atrakcji ;) ) jest przejście na wyspę... przejście podwodne, żeby było romantyczniej. Sama wyspa, pierwotnie nazwana "Wyspą łabędzi", a aktualnie "Wyspą pamięci" jest zajęta przez pomnik ku czci poległych żołnierzy autorstwa architekta Tony Garnier i rzeźbiarza Jean-Baptiste Larrivé. Warto wiedzieć, że wejście na wyspę jest czynne od 10:00 do 18:00 z przerwą "obiadową" od 12:00 do 14:00... ot.. Francja :)
Fragment pomnika na wyspie.
Widok na las platanów na brzegu.
Po zwiedzeniu wyspy parkowa część spaceru się kończy - przez różany ogród wiedzie ścieżka do bocznego wyjścia prowadzącego do Cite Internationale.
Cite Internationale
Cite Internationale to połączenie mieszkaniówki (dosyć luksusowej i w dużej części obliczonej na zagranicznych najemców), Muzeum Sztuki Nowoczesnej (którego duch w tym miejscu jest najważniejszy), kina, hotelu, kasyna, centrum konferencyjnego i siedziby Interpolu. Co jak co ... ultra bezpieczne miejsce ;). W to wszystko oczywiście wmieszane są kawiarenki i restauracje, co w przypadku spaceru powinno zaowocować wypiciem kawy w tej dosyć nietypowej, jak na Lyon, strukturze (nietypowej przez chociażby mocne odcięcie od reszty miasta terenami zielonymi, jak i międzynarodowy charakter). W kawiarence warto zerknąć w ogłoszenia drobne (tablice z ogłoszeniami "sąsiedzkimi", dostępne dla wszystkich, są bardzo popularne) - "Uczeń liceum, poważny i ogarnięty, chętnie zaopiekuje się waszymi dziećmi.", "Młoda Portugalka udziela korepetycji z języka..."... itp.
Duży pingwin przyjacielem małego człowieka :) - jedna z rzeźb Muzeum Sztuki Nowoczesnej na powietrzu.
Po przecięciu budynków Cite i przekroczeniu ulicy znajdujemy się nad Rodanem. Na tej wysokości powstaje właśnie kolejny most, których w Lyonie, na dwóch rzekach, jest około trzydziestu. Jest to kładka piesza o jakże oryginalnej nazwie "Kładka Pokoju" :). Jej pierwotny projekt powstał w 1994 roku ale umarł z powodów zawirowań prawnych, nowy został stworzony dopiero w roku 2009. Architektem jest Austriak, wykonawcą Szwajcarzy, zamawiającym Francuzi... niebawem zobaczymy co z tego finalnie wyszło.
Kładka Pokoju
W tym miejscu schodzimy nad rzekę i ścieżką rowerowo-pieszą ruszamy z jej biegiem. Sam brzeg jest tu utrzymany w stanie pół dzikim, jednak patrząc na drugą stronę rzeki widać jak miasto jest do niej przytulone.
Kolorowe kamienice na prawym brzegu Rodanu.
Kościół Saint Clair obrośnięty blokami (to taka francuska specjalność ;) ).
Zaraz dalej dochodzimy do głównej siedziby Interpolu - to działające 24/7 serce międzynarodowej policji (swoją drogą dosyć śmiesznie to wygląda w kraju, w którym całkiem często spotkać można wywieszkę typu "Działamy 7 dni w tygodniu, oprócz czwartków i piątków" :D ).
Interpol
Miejsce, nie da się ukryć, wybrali sobie ładne i spokojne, co doceniają też czasem bezdomni. Tuż obok mozna spotkać rozstawiony namiot jednego z tych, którzy żyja inaczej.
Inna strona lyońskiego życia - tu akurat całkiem luksusowa.
Mijamy most Churchilla spinający brzegi Rodanu na wysokości głównego wejścia do parku i trafiamy na początek nadrzecznego bulwaru ciągnącego się przez całe miasto. Tu zaczyna się główna "rodańska" część Lyonu - bulwar ze ścieżką rowerową, placami zabaw, miejscami do ćwiczeń, knajpami na barkach (i barkami mieszkalnymi), basenami i innymi atrakcjami - miejsce pełne ludzi przez większą część roku, trwale związujące społeczność miejską z rzeką.
Nadrzeczny bulwar - całkiem niezłe miejsce do jednego z kolejnych spacerów.
Wychodzimy podjazdem wbudowanym w rzeczną skarpę na skrzyżowanie Quai Charles de Gaulle z Boulevard des Belges, którym to ruszamy w stronę początku spaceru. Mijamy, ciut bokiem, główną bramę parku ze stojącą obok karuzelą i tym razem od strony ulicy możemy zwiedzić parkowe wille.
"Dom Adamsów" czyli l’hôtel-château Laurent-Vibert od strony ulicy.
Po drodze warto jeszcze zerknąć na troszkę posępny budynek dawnego Muzeum Historii Naturalnej. Samo muzeum zostało zamknięte w 2007 roku i niebawem odnajdzie się w już prawie ukończonym Musée des Confluences. Swoją drogą zastanawia mnie czy zostało zamknięte tak wcześnie z powodu realistycznego podejścia, że na ogarnięcie przenosin potrzebne jest parę lat (patrząc na tutejszą organizację pracy to prawdopodobny okres potrzebny na spakowanie muzeum), czy też z podejścia typu "oj tam, oj tam, przecież budujemy nowe" (co jest za to francuską klasyką ;) ). Oczywiście powód mógł być zupełnie inny.
Dawne Muzeum Historii Naturalnej
Jeszcze tylko mapka:


Na tym kończę pierwszy z lyońskich spacerów. Pozostaje mi liczyć, że przynajmniej niektórym się podobało ;) i przeczytają następne, które są w planach.