Zupełnie niechcący trafiłem ostatnio w temat kuchni molekularnej. Już na wstępie ubawiło mnie, że nazwa utrwaliła się odrobinę przez przypadek a zapoczątkowana została właściwie żartem (przynajmniej tak mówi legenda ;) ). W każdym razie sprawa jak dla mnie jest ciekawa - tak kulinarnie jak i z powodu tego, że żeby tak się pobawić domowo, nienarażając się na chore koszty, trzeba się troszkę nagłówkować (zestawu podstawowego z molecule-r.com jakoś nie chciałem kupować - chociaż właśnie potaniał do 58 $). Dla jasności - "dodatki do żywności" używane w tym kucharzeniu normalnie nie są dostępne w ilościach detalicznych (zwykle minimalna ilość to worek 25 kg :) ).
No ale pierwszy sukces jest :). Żelki z sokiem w środku - po prostu kosmos. Efekt w paszczy - coś pomiędzy ostrygą a dojrzałym pomidorkiem koktajlowym (w całości) - chociaż to nie oddaje całości bo stopień zaskoczenia jest spory.
|
Zamknięty w miękkiej otoczce sok cytrynowo malinowy. |
Oczywiście jest to tylko wierzchołek góry lodowej ale już widzę wiele zastosowań w połączeniu ze "standardowymi" potrawami co może dać świetne efekty.
A zrobiłem to wg tego przepisu:
http://www.youtube.com/watch?v=OlJKpt74TvI
he he... ja wolę iść do sklepu po moje ulubione żelki Hibbi i efekt jest ten sam. Powodzenia - podziwiam!
OdpowiedzUsuń