11 gru 2013

Święto Świateł

Pomijając jakiś większy wstęp do nowego rozdziału bloga, przejdę od razu do aktualności ;)
Chińskie lampiony w parku Tete d'Or
Wracając przemarznięty wczoraj wieczorem ze Święta Świateł stwierdziłem, że napiszę... ale później :). "Później" nadeszło, a własne postanowienia należy spełniać (przynajmniej czasami).
Święto Świateł to coroczna grudniowa, weekendowa impreza lyońska ściągająca do miasta masę turystów, jak i wyciągająca z domów jego mieszkańców na wielogodzinne eskapady. Jak podają szeroko rozumiane media, to największa tego typu (światło i dźwięk) impreza na świecie - doczytałem o czterech milionach zwiedzających, co patrząc na zbity tłum na ulicach, jest prawdopodobne. Zasadniczo jest to jeden z pięknych przykładów jak tradycja związana z religią staje się "starą świecką tradycją" ;) - w ciągu parunastu lat ze stawiania świeczek w oknach zrobiono całkiem godny przemysł turystyczny. W całym Lyonie z tej okazji powstają dziesiątki instalacji świetlnych realizowanych przez bardziej i mniej znanych artystów, z zwiedzający tłum przewala się głównymi ulicami w oparach grzanego wina, zajadając się kebabem, goframi, naleśnikami i pieczonymi kasztanami z rozlicznych straganów. Co 100 metrów można też nabyć różne świecące gadżety - miecze świetlne, migające okulary czy też uszy - zasadniczo co kto lubi (albo na co kogo namówią).
Mini stragan na Bellecour. Świecące rogi są cool.
Szczerze mówiąc, rok temu było ciekawiej mimo o wiele gorszej pogody (zwiedzanie z dzieciakami przy, co jakiś czas, zacinającym deszczu ze śniegiem jest dosyć... hmmm... kontrowersyjne ;) ). Teraz, co prawda, było około zera, ale nic na głowę nie kapało, jednak też nic nie powalało jakoś szczególnie na kolana. Kryzys jakiś, czy co? Za najlepszy kawałek sztuki uznałem "chińszczyznę" z parku Tete d'Or - świetnie połączoną z miejscem wystawienia, w przeciwieństwie do reszty, którą widziałem. Bo reszta... no cóż... widać ogrom pracy i kasy wpompowanej, a niestety nie widać jakiegoś szczególnego pomysłu na wkomponowanie tego w otoczenie - łącznie z instalacjami ewidentnie opartymi na lokalnej architekturze. Takim słabym, jak dla mnie, elementem był np. pokaz mappingu 3D na fontannie na Place des Jacobins, gdzie centralnie stoją baraki ekip remontowych (jest spore prawdopodobieństwo, że nie miało ich być... tylko jak zwykle się nie udało zdążyć z końcem remontu :) ).
Tak czy siak, mimo grabiejących palców, popełniłem parę fotek.

Chińska instalacja w nocy. Walka o obronę statywu z aparatem była ciężka ;)
Lampiony za dnia też robiły wrażenie.
Świecące lotosy. Standardowo, budynek w tle, to wypożyczalnia rowerów wodnych.
Rue de la République - iluminacja jak w wielu miastach. Jak na taką fetę, to nie wyrywa z trzewików.
Plac Bellecour - niestety projektant nie wpadł na to, że największy balon zasłoni część spektaklu wielu osobom.
Saona
Bazylika Notre-Dame de Fourvière niczym z Disneya.
Ściana z ludźmi. Instalacja ciekawa... niestety schowana w uliczkach, przez co widziana tylko przez małą część zwiedzających.
Nad Rodanem z mroku wyłaniają się świecące wieże.
Tak przy okazji zrobiłem nocny widoczek znad Saony, uznając go za mocno magiczny, w przeciwieństwie do dużej części "radosnej tfurczości" wystawionej w ramach Święta Świateł..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz