3 mar 2010

Jak rozwiązać problem po polsku.

Taaa... wyraźnie wzięło mnie na marudzenie ;-) ale tak jak na niektóre sprawy można machnąć ręką tak inne są wyjątkowo irytujące. Zwłaszcza, że ewidentnie wpisują się w polski krajobraz. Na przykład jak załatwiane są niektóre problemy w naszym kochanym kraju.
Dla kierowców jeżdżących po Polsce klasycznym przykładem jest zniszczona nawierzchnia. Co robią zwykle drogowcy? Najprostszą rzecz - stawiają znak ograniczenia prędkości. I tak już zostaje na długo. Droga niszczeje, znak stoi, zarządzający drogą wykazują się oszczędnościami i tylko kierowcy mają kolejne miejsce gdzie klną w żywy kamień. Co śmieszniejsze po jakimś czasie już nikt nie pamięta dlaczego znak stoi i nawet jeśli droga zostaje naprawiona (tak, tak, i tak bywa ;-) ) to ograniczenie często zostaje - doprowadzając do absolutnego absurdu i całkiem uzasadnionej furii użytkowników.
Ale ale, ja nie o drogach miałem a o bardziej konkretnym i namacalnym przykładzie. Muzeum Wojska Polskiego na terenie Fortu IX Czerniakowskiego.


Muzeum jest zamknięte. A dlaczego? Warto przeczytać tablicę i popatrzeć dokładnie na datę.


To właśnie klasyczny sposób rozwiązywania problemu przez polską instytucję państwową. Tylko pogratulować sponsorowi (piękna tabliczka na płocie) takiego sponsoringu. Oczywiście na stronie muzeum możemy przeczytać, że "Trwają niezbędne prace mające na celu przywrócenia prawidłowego funkcjonowania obiektu. Serdecznie przepraszamy za zaistniałe utrudnienia." - klasyczne "bla bla" patrząc na datę i brak jakiejkolwiek budującej informacji. Niestety, utrudnienia nie pozwalają nawet na zwiedzanie części "zewnętrznej" gdzie raczej ciężko się dopatrzeć problemów techniczno-remontowych. Po prostu łatwiej zamknąć całość i nic sensownego nie robić (dozorca nie był w stanie czegokolwiek powiedzieć na temat tego czy kiedykolwiek jest przewidziane ponowne otwarcie, więc wnioskuję, że wiele od czasu zamknięcia nie zrobiono i zasadniczo nic się nie dzieje) niż zadbać o to, żeby może zwiedzanie "zewnętrza" (bezpieczne) przyniosło jakieś profity na remont samych budynków fortowych. Oczywiście wizualnie nie daje się stwierdzić jakiejkolwiek działalności naprawczej "na obiekcie", wręcz patrząc na piękną dziurę w chodniku przed samym wejściem wiemy od razu, że to miejsce zostało chwilowo skazane na zapomnienie.
W sumie to pewnie bym o tym nie pisał ale akurat przejeżdżałem obok i szlag mnie trafił, że sytuacja się nie zmienia - bo ostatnio byłem tu na jesieni z potomkiem i wtedy też odbiłem się od bramy (co jak się można domyślać potomka niezbyt ucieszyło).

2 komentarze:

  1. Pytanie tylko, co wobec tego robi w tej sytuacji rzeczony sponsor? Hmm

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdopodobnie nie do końca jest świadomy sytuacji - a w każdym razie absurdalności sytuacji gdy jego logo wisi na niedziałającym, ba, wręcz sypiącym się (wg muzeum), obiekcie.

    OdpowiedzUsuń